Dziękuję za zachętę z dzisiejszego porannego postu, aby uciszyć moją chaotyczną historię z 11 września. Choć trudno to powiedzieć, czuję, że będzie to coś, do czego będę chciała wracać – zwłaszcza, gdy Clara jest starsza, a ja próbuję wyjaśnić ogrom tego dnia. To był okropny dzień, ale także zmieniający życie i zdecydowanie ukształtował to, kim jestem. I choć uwielbiam mieć tysiące postów DIY w naszych archiwach, czasami są to rzadkie posty osobiste (np ten Lub ten Lub ten ), co mnie najbardziej cieszy, że zrzuciłem wszystkie pomieszane słowa z głowy na klawiaturę.
Zastanawiałem się, czy napisać to już od sześciu lat, za każdym razem, gdy nadchodzi ta rocznica. 11 września byłem studentem drugiego roku college'u i mieszkałem w Nowym Jorku, ale doświadczenie bycia tam i obserwowania wszystkiego, co dzieje się na moich oczach, wciąż nie do końca mi się przyjęło. Dlatego nie odrywałam się od tego tematu przez te wszystkie lata, kiedy blogowaliśmy. Nie wiem, co wyróżnia ten rok, ale tym razem czułem, że jestem gotowy. To szalone, jak coś, co wydarzyło się 12 lat temu, może wydawać się tak odległe, ale kiedy zaczynam o tym mówić/pisać, pamiętam każdy dźwięk, zapach i widok, a to powraca, jakby to było wczoraj. Wczesnym rankiem byłem w Grand Central, pracując nad domem pokazowym dla magazynu Country Home (moja najlepsza przyjaciółka i ja odbywaliśmy tam staż rano, nie mieliśmy zajęć, pomagałem tylko rozpakowywać akcesoria, aby można było wystylizować pokoje). .
Pamiętam, że zaraz po przybyciu na miejsce usłyszeliśmy od naszego szefa, że samolot uderzył w World Trade Center, ale wydawało mi się, że to drobnostka (jakby jakiś mały samolot o niewłaściwych współrzędnych popełnił błąd). Nie wspomniano o niczym takim jak terroryzm czy akt wojny, więc wzruszyliśmy ramionami i kontynuowaliśmy rozpakowywanie pudeł, podczas gdy kilka osób dzwoniło do krewnych, którzy pracowali w wieży, żeby sprawdzić, co się z nimi dzieje. Wyglądało na to, że problem dotyczy tylko kilku pięter, co bardzo nas martwiło o tych ludzi, ale nikt tak naprawdę nie panikował. Chwilę później usłyszeliśmy, że uderzono w drugą wieżę. Jedynym sposobem, w jaki mogę to opisać, była natychmiastowa panika. W ciągu kilku minut ewakuowano Grand Central.
Byli strażnicy z bronią i ludzie wypędzali nas, a oni po prostu wyjaśnili, że to kolejny punkt orientacyjny w Nowym Jorku, więc przebywanie tutaj nie było bezpieczne, ponieważ istniały obawy, że celem będą inne miejsca w mieście. Dziękuję Bogu, że był ze mną mój najlepszy przyjaciel. Kompletnie spanikowałam i nie miałam pojęcia, gdzie iść i co robić. W tym momencie całe metro zostało wyłączone (znowu, ponieważ był to cel, więc miasto chciało ewakuować każde miejsce, które według nich mogło zostać trafione w następnej kolejności), więc wszyscy wysypaliśmy się na ulicę przed Grand Central i moim najlepszym znajomy i ja właśnie poszliśmy w stronę Penn Station, skąd miał jechać pociąg do naszego mieszkania w Bayside w Queens (zakładając, że te nadal kursują).
Kiedy tam dotarliśmy, dowiedzieliśmy się, że tak nie było. Więc po prostu spacerowaliśmy bez celu i znaleźliśmy się na schodach Biblioteki Publicznej w Nowym Jorku. Byliśmy przerażeni, że to kolejny cel (czy powinniśmy tu siedzieć? Czy powinniśmy dalej chodzić?). Chyba byliśmy w szoku, więc i tak usiedliśmy na schodach. Ludzie biegali, a na ulicy i chodniku leżały szalone rzeczy, jakby ktoś je porzucił w połowie biegu. But męski. Tylko jeden z nich. Otwarta teczka z porozrzucanymi papierami dookoła. Żadne telefony komórkowe nie działały, co było szczególnie przerażające dla osób próbujących się z nami skontaktować (takich jak nasi rodzice). Pamiętam, jak mówiłem, że powinniśmy po prostu oszczędzać baterię i energię i siedzieć tutaj. Potem ludzie zaczęli wskazywać na tlące się wieże, na które mieliśmy dobry widok ze schodów biblioteki (widzieliśmy, jak dymiły w oddali, ponieważ stanowiły ogromną część panoramy Nowego Jorku). Z pierwszej wieży wzniosła się wielka chmura pyłu, a ktoś krzyknął: Znów uderzono! a ktoś inny powiedział, że to bombardują! a wieża runęła tuż przed nami. Po prostu eksplodował, a w powietrze wzniosła się gigantyczna chmura pyłu.
Oczywiście nie wiedzieliśmy wtedy, że ciepło i uszkodzenia powstałe w wyniku początkowego uderzenia samolotu spowodowały upadek wieży, więc wydawało się bardzo realne, że wieża została ponownie uderzona, co spowodowało jej zawalenie się. . Pamiętam, jak ktoś krzyczał, że jesteśmy w stanie wojny! a ktoś inny po prostu zamyka oczy, podnosi ręce i powtarza w kółko modlitwę Pańską.
W tym momencie pobiegliśmy. Po prostu rozproszeni jak mrówki, wszyscy płakali, a po ulicach unosił się kurz, mimo że wieża spadła od nas o ponad trzy mile. Byli tam policjanci i strażacy pokryci popiołem. Byli całkowicie szarzy, mieli białe oczy i białe zęby. Byli krwawiący ludzie, którzy byli na tyle blisko, że mogli zostać zranieni przez gruz, i najwyraźniej biegli pieszo z centrum miasta, ponieważ nie było już dostępnego transportu publicznego.
W końcu wylądowaliśmy na pierwszym piętrze hotelu w centrum miasta, chowając się w holu. Był włączony telewizor, wokół zebrali się ludzie i wtedy zobaczyliśmy upadek drugiej wieży. Było tak cicho, że słychać było spadającą szpilkę. Nikt nie chciał rozmawiać ani się ruszać. Myślę, że totalny szok to idealny opis. I strach. Dosłownie zamarliśmy ze strachu. W pewnym momencie hotel zaoferował ludziom wolne pokoje, ale nie chcieliśmy wchodzić na górę, nawet jeśli było to tylko piętro lub dwa wyżej. Właśnie byliśmy świadkami zawalenia się dwóch drapaczy chmur. Nikt nie chciał być gdziekolwiek, tylko na parterze. Abyśmy mogli biegać.
Jakimś późnym wieczorem wróciliśmy do naszego mieszkania w Bayside w Queens. Niektóre pociągi zaczęły kursować, a my otrzymaliśmy nieregularną usługę komórkową, aby zapewnić rodzinę, że wszystko w porządku. Nie wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić i ciągle przyciągała nas całkowicie zmieniona sylwetka na zewnątrz, więc wyszliśmy na mały, stary balkon naszego mieszkania i wtedy uderzył nas zapach. Jakby coś płonącego, ale też zjełczałego. Nie wiem, czy byłem głupi, czy zaprzeczałem, czy co, ale zapytałem mojego najlepszego przyjaciela, czy myślisz, że ten smród to spalony metal z budynku? a potem spojrzeliśmy na siebie i zdaliśmy sobie sprawę, że nie tylko budynek się pali. I płakaliśmy.
Najbardziej prześladowały mnie tysiące plakatów z zaginionymi osobami, które w ciągu kolejnych dni i tygodni były wszędzie rozwieszone. Płoty, rusztowania i ściany metra pokryły twarze wszystkich zagubionych – zdjęcia uśmiechniętych tatusiów z dziećmi. Kobiety przytulające swoje psy. Kartki świąteczne z twarzą zaginionego zakreśloną strzałką. To było przytłaczające. Pamiętam, jak powiedziałem mojej przyjaciółce Lindsay, że śnił mi się mężczyzna w garniturze i przez cały czas myślałem, skąd go znam?! a rano zdałem sobie sprawę, że to jedna z twarzy na płocie niedaleko mojego mieszkania.
Tanzynowy kwarc aury
Tata mojego przyjaciela faktycznie wydostał się z pierwszej wieży i był bezpieczny na ziemi, kiedy jego szef powiedział mu, że mają pozwolenie na powrót po portfele i rzeczy, więc wrócił do środka, a wieża runęła, zabijając go. Pamiętam tylko, że płakałam z nią i ciągle powtarzałam, jakie to niesprawiedliwe. Jeszcze bardziej okrutne wydawało mu się to, że był na zewnątrz, a potem znalazł się tam z powrotem w chwili upadku. Takie historie wydają się teraz aż nazbyt znajome, szczególnie te o policjantach i strażakach, którzy wbiegli do środka w chwili, gdy zawaliły się wieże. Myślę, że byliśmy wtedy w połowie zdruzgotani i w połowie odrętwieni. Wydawało mi się, że jest tego za dużo, żeby przetworzyć wszystko na raz.
Ale jedną niesamowitą rzeczą w byciu w Nowym Jorku w tym czasie była miłość i wsparcie. To brzmi szalenie, ale w tej chwili żałoby wszyscy byliśmy rodziną. Wszyscy chcieliśmy, żeby wszystko było w porządku, chcieliśmy się odbudować i wrócić silniejsi. Przez tygodnie następujące po 11 września ze łzami w oczach dziękowaliśmy zakurzonym strażakom, których widzieliśmy w metrze, i kupowaliśmy napoje pracownikom, którzy w centrum miasta przekopywali gruzy w poszukiwaniu ocalałych. To było jak wojna, którą wszyscy przeżyliśmy razem i wszyscy byliśmy po tej samej stronie. To my walczyliśmy ze złymi ludźmi, a my byliśmy upartymi nowojorczykami – nie było mowy, żebyśmy po prostu położyli się i pozwolili im wygrać.
Kiedy to się stało, niedawno zaczął się mój drugi rok w college'u, a zajęcia wznowiono jakiś tydzień później, gdy metro znów zaczęło działać. Jednak wiele moich zajęć było pustych. Powiedziałbym, że w tym roku około 30% moich znajomych opuściło miasto. 11 września zmienił wszystko i niektórzy po prostu nie mogli znieść myśli, że będą tam dłużej. Całkowicie to rozumiałem, ale nic we mnie nawet nie szeptało, żeby odejść. Nowy Jork był moim domem i zostałem. Myślę, że ci, którzy zostali, poczuli, że staliśmy się silniejsi. Bardziej związani. Patrzyliśmy na siebie w metrze i na ulicach i wszyscy po cichu zachęcaliśmy się nawzajem. Nigdy nie zapomnimy tego dnia, ale nigdzie się nie wybieraliśmy.
Mieszkałem tam jeszcze cztery lata. Skończyłem szkołę. Dostałem pracę w agencji reklamowej w samym centrum miasta, niecałą przecznicę od Grand Central – miejsca, w którym kilka lat wcześniej mój świat wywrócił się do góry nogami. To właśnie w tej agencji poznałem Johna i zaczęliśmy się spotykać. Tak naprawdę zrobił to zdjęcie mnie i mojemu najlepszemu przyjacielowi na około miesiąc przed przeprowadzką do Wirginii, aby rozpocząć wspólne życie.
Więc chociaż jestem teraz dziewczyną z Richmond, w głębi serca zawsze będę mieszkanką Nowego Jorku. Nowy Jork na zawsze, kochanie.